Wspomnienia i relacje – Henryk Jurgielewicz
HENRYK JURGIELEWICZ
Jeszcze dwadzieścia lat temu mogliśmy oglądać w pobliskim Kruszwinie ślady minionej epoki w postaci pozostałości (ruin) poniemieckiego majątku ze wspaniałym pałacykiem w jego sercu. Oglądając miejsca, gdzie na moich oczach umierał ten zabytek, natknąłem się na człowieka, który pamięta czasy, kiedy owa posiadłość tętniła jeszcze życiem.
Pan Józef Kaik (tak nazywa się mieszkaniec owej posiadłości) mieszka w Kruszwinie od 24 lutego 1924 roku. Jest Polakiem niemieckiego pochodzenia i pracował w Kruszwinie w majątku pana Waltera Schelza.
Walter Schelz zarządzał wspólnie z żona majątkiem o pow.600 ha. Ich dzieci, Luiza i Walter mieszkały na wyspie Wolin.
W skład majątku wchodziło:
- stado składajace się z ok.2500 owiec.
- 80 krów
- ok.60 jałówek,
- były też 24 konie robocze i 8 zaprzęgowych, przy których pracowało 8 fornali
- Na terenie majątku znajdowała się również gorzelnia o wydajności 16 beczek o pojemności 500 litrów, a jej produktem ubocznym były pastewne płatki ziemniaczane.
- Parowano też ziemniaki dla bieżących potrzeb bydła.
Obok majątku było 12 gospodarstw o pow. 8-25 ha, kościół protestancki, w którym msze odprawiał pastor z Nawrocka.
Tak mniej więcej wyglądał majątek w chwili wkroczenia do Kruszwina w 1945 r. „wyzwolicielskich wojsk”, kiedy to żołnierze „bratniej „ Armii Radzieckiej odnaleźli ukrywającego się dziedzica i czarną zakryta bryczką wywieźli go w kierunku pobliskiego lasu. Na wysokości nieistniejącej już dziś stodoły, w jabłoniowej alei rozstrzelali go, a ciało pozostawili w miejscu egzekucji. Zwłoki dziedzica zostały znalezione i pod osłoną nocy pogrzebane na dziedzińcu majątku przez żonę i ocalałych przyjaciół pani Schelz, którzy potem ukrywali się w pobliskich lasach, do chwili wkroczenia na te tereny żołnierzy polskich. Pani Schelz i jej przyjaciele, dotarli bezpiecznie wraz z Armią Polską, której żołnierze narażali się na wielkie niebezpieczeństwo „przemycając” Niemców do swej ojczyzny.
Po wojnie, w ramach reformy rolnej i nacjonalizacji, majątek pana Schelza przejęła władza ludowa, a żałosne efekty jej „opieki i troski” o dobra narodowe i zabytki kultury są dobitnie udokumentowane obecnym stanem tego obiektu.
Henryk Jurgielewicz: Siady minionej epoki, [w] Myśliborskie Wieści 14/90.
tekst pochodzi z opracowania pana Marka Karolczaka „Myśliborski rok ’45”.
Serdecznie dziękuję za udostępnienie opracowania.
24 marca 2019
A ten fragment to juz jakas kompletna fantazja ,,Pani Schelz i jej przyjaciele, dotarli bezpiecznie wraz z Armią Polską, której żołnierze narażali się na wielkie niebezpieczeństwo “przemycając” Niemców do swej ojczyzny.” – znaczy dokad ich przemycali? Do radzieckiej strefy okupacyjnej czy dalej na zachod? Rusfobia chyba niektorym odebrala rozum.
24 marca 2019
Ten tekst opublikowano w roku 90, zabawnie po 20 latach czytac utyskiwania na nie dostateczna dbalosc Polski Ludowej o poniemieckie wiejskie palacyki, ale taka naiwnosc byla wowczas dosc powszechna, sam jej ulegalem.Dzis juz niewiele z nich zostalo, strasza ruinami i jakos nikt nie pomstuje na wladze 3 RP.